Podróż Subiektywny ranking kwaśnic
Kwaśnica - tradycyjne danie polskiej kuchni góralskiej, zupa otrzymywana z kiszonej kapusty i mięsa spożywana zwykle z ziemniakami lub chlebem.
Dobra kwaśnica jest bardzo kwaśna, zaś tłuszcz z mięsa jest "przegryziony" przez kwas kapusty. Niedopuszczalne jest dodawanie jarzyn jak marchewka itp. bo wówczas powstaje kapuśniak, który z kwaśnicą nie ma nic wspólnego, choć bywa serwowany pod tą samą nazwą.
Ranking jest absolutnie subiektywny, powstał w czasie moich pobytów w Beskidach i jest głosem ludu, ponieważ to nie tylko moje zdanie, ale wypadkowa zdań różnych uczestników wycieczek :) Jestem zagorzałą wielbicielką kwaśnicy i, mimo, że nigdy sama jej nie ugotowałam, jem ją przy każdej sposobności.
Mimo, że de gustibus non est disputandum, chętnie poznam zdania innych wielbicieli kwaśnicy. Ranking będzie się powiększał z czasem, miejsca mogą się zmieniać. Póki co, ranking jest ważny.
PS. W związku zezwiązkiem, że jakoś mi się nie zdażyło fotografować ani knajp, ani pokarmów, prezentuję kilka fotografii okolicznościowych, z Beskidu Żywieckiego.
Absolutne pierwsze miejsce. Przepyszna, gorąca, kwaśna, z wielkimi kawałami mięsa, a do tego świeżutki chleb na zakwasie ze smalcem ze skwarkami. Hmmm.
Pierwszy raz Karczmę Żywiecką odwiedziłam zimnym jesiennym dniem. Powitał mnie błyskający wesoło ogniem kominek i micha upiornie gorącej kwaśnicy... (6 zł). Może dlatego tak mile ją wspominam?
Poszliśmy do tej karczmy ot tak, od niechcenia, w zasadzie bez wcześniejszego zamiaru i bez większego przekonania. Nazwa co najmniej interesująca, wystrój niezły, menu - totalna klapa. Tego dnia mieliśmy szaloną ochotę na rybę, a w karcie klops i to dosłownie. Ryb ni ma, nie dowieźli, można zamówić schaboszczaka i oczywiście kwaśnicę.
Z kwaśnymi humorami zamówiliśmy dwie porcje, bo chwilę przed skrętem do karczmy złapaliśmy gumę i nie chciało nam się nigdzie dalej jechać, a i tak musieliśmy czekać na wulkanizatora (nota bene - za łatanie opony zapłaciliśmy 9 zł, co jest nie do pomyślenia w stolicy).
Obiadek przyniosła nam miła pani w fartuchu z gieesu (dla młodszych Kolumberów - strój ten nie ma nic wspólnego ze strojem ludowym tych okolic), na wielkich porcelitowych talerzach. Hmm, dobra, jemy, bośmy głodni. Pierwsza łyżka, druga, trzecia, ani się spostrzegliśmy, jak po kwaśnicy nie został ślad. Naprawdę pyszna! Doskonale przyprawiona, kwaśna jak się patrzy, a i mięsko pływało obficie. Drugie miejsce murowane!
PS. Był początek października, sobota, a byliśmy jedynymi klientami w porze obiadu...
Rysienkę zdobywaliśmy z mozołem czarnym szlakiem ze Złatnej Huty. To znaczy ja z mozołem, bo mój towarzysz parł do przodu, choć muszę mu przyznać, że cierpliwie na mnie czekał.
Obtarłam sobie piętę, raz zgubiliśmy szlak, popadał na nas deszcz - oj, nie udała się wyprawa od początku. Było wilgotno, paskudnie i do domu daleko. Jakoś nie mogłam dojść do schroniska na Rysiance.
Na szczęście w ciągu dnia się ociepliło i wyjrzało zza chmur słońce, co uradowało moją fotograficzną duszę. Było jakoś łatwiej.
Do schroniska doczłapaliśmy się z nadzieją na ciepły posiłek, bo w planach mieliśmy jeszcze schronisko na Hali Lipowskiej i zejście do Złatniej malowniczym, żóltym szlakiem, co może nie jest karkołomnym wysiłkiem, ale dłuży się niemiłosiernie.
Schronisko jakich w naszych górach wiele. Ludzi brak, więc do okienka z życiodajnym jedzeniem kolejki nie było. "Poproszę dwie kwaśnice", "A proszę," - odpowiedziała miła pani - "10 zł się należy". Podaję 20 zł, a pani wydaje mi dychę reszty. Szok. Za chwilę szok drugi: wjeżdżają talerze wielkości młyńskiego koła, a w nich po brzegi nalana zupa. Pachnie, że aż ślinka cieknie. Smakowała wybornie. Najedliśmy się po uszy, co nam nie przeszkodziło poprawić pierogami z jagodami w schronisku na Lipowskiej.
Karczmę tą wybraliśmy tylko jednego powodu: darmowy dostęp do internetu. Bardzo ładna, stylowa knajpa, przemiła obsługa, bardzo dobre jedzenie. Przeważnie zamawialiśmy rybę, ale raz zdażyło się nam spróbować kwaśnicy. Nic nie mogę napisać szczególnego, po prostu bardzo przyzwoita potrawa. Jedynie długotrzeba czekać na podanie posiłku, ale czas się nie dłużył z powodu wyżej wspomnianego internetu. No i ceny także mało przystępne, ale do przeżycia.
Atak na Pilsko podjęliśmy jak walnięci nowicjusze - trasą pod wyciągiem. Z wywieszonymi ozorami, zziajani, spoceni i strasznie głodni dotarliśmy do schroniska, zdobywanie Pilska zostawiając na poobiedzie. Bardzo długo czekalimy na posiłek, ale jak się już go doczekaliśmy, nie było czego żałować. Dużo, gorąco i kwaśno.
Pokrzepieni mogliśmy podjąć dalszą wędrówkę...
- karczma Zawojsko Koliba w Zawoi Widły - pusto, drogo, niesmacznie;
- karczma Rzym w Suchej Beskidzkiej - jadą na tradycji, bo zachowanie, menu i ceny z poprzedniej epoki.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Przepyszną kwaśnicę jadłem kiedyś w pobliżu Bańskiej Bystrzycy na Słowacji. Nie podam ani nazwy miejscowości, ani nazwy lokalu, bo już tego nie pamiętam. Pozdrawiam.
-
Masz dar opisywanie smakowitości.Mimo że jestem po sutym śniadaniu ,to dostałem ślinotoku.Kwaśnicy nigdy niestety nie jadłem,ale dzięki Tobie, wiem w czym rzecz.
-
Andrzeju, uwielbiam też pierogi :)
-
szlakiem zupy to chyba jeszcze nikt na kolumberze nie podazal :)
-
Ech Kwaśnica, jako towarzysz podrózy Kangurii potwierdzam jej sowa...aż sie rozmarzyłem , ja tu katar z nosa, pracy nawał a do gór daleko, ale na kwaśnice i szlak tam powróce ;)
-
bardzo smakowita relacja Asiu :)
-
kwaśnicy nigdy nie próbowałam, ale po przeczytaniu tej relacji kusi mnie żeby skosztować.może nawet sama zrobię:)
-
absolutnie fantastyczna ta wycieczka kwaśnicami po beskidzie! żywiecki kocham, uwielbiam i... kocham. moja rodzina stamtąd pochodzi, żałuję, że nigdy tam nie mieszkałam. ale cóż... temperamentu góralki wyprzeć się nie mogę! ;)
-
No tak, kilometry się jakby zapamiętały afrykańskie - z tym to zwróć się może do Kolumberków:)
Dzielnie wojowałaś i wywojowałaś! -
No dobrz, jakoś to wygląda, tylko kilometry nadal pozostały z sufitu :(
-
Beskid też trafił gdzie trzeba, tylko Pilsko jest koło Piły. Nawet pasuje... ;)
-
Poczekaj, poczekaj, powolutku! Żywiec jest absolutnie na miejscu! To Beskid jest w Afryce! Wcześniej był Żywiec, więc znaczy że naprawiłaś. Może oba były w Afryce? Napraw teraz Beskid i będzie jak trzeba!
A swoją droga, pojechałabym do Afryki jakby tam było tak daleko jak do Żywca... -
Jak się edytuje miejsce "Żywiec", to jest ok, wyświetla się tam, gdzie powinien, a w mojej podróży jest klapa.
-
No, może trochę się udało, bo teraz Beskidy są w Afryce, Żywiec chyba już nie. Mów co robisz że tak nimi pomiata:)
-
No i nie udało się :(
-
slawannka - mnie to zawsze gdzieś coś wywiewa, zaraz spróbuję poprawić :) dzięki
-
pt.janicki - na szczęście nic nie wiem o wichurze na Kolumberze, nie lubię wiatru, czuję się niepewnie, bom mała i może mnie zwiać ;) Więc cieszę się, że mój ranking przywołał Twoje wspomnienia, mam wrażenia, że dobre :)
A tak na marginesie - czym/kim bylibyśmy, gdyby nie emocje? Siłą rzeczy nasze wyprawy muszą je wywoływać, czy to w nas, czy - co ważniejsze - w innych. I czym bylibyśmy, gdybyśmy nie mogli się nimi dzielić? -
Joasiu kochana, a dokąd to nam Żywiec wywiało???? Ratujmy Żywiec, niech do nas wraca natychmiast z Afryki!!!
-
Joasiu, w kontekście ostatniej wichury w Kolumberze wahałem się nad wpisaniem komentarza o bardziej wspominkowym charakterze. Nie chciałem narażać serwisu lubianego przeze mnie, a i przez wielu innych bardzo sympatycznych ludzi, na zarzut bycia kolejną wersją typowych portali społecznościowych.
Nie dałem rady, emocje wzięły górę i po prostu Ci podziękuję za przeniesienie w czasie trzydzieści parę lat wstecz i w przestrzeni, na beskidzkie szlaki! -
zipiz - ciekawam, jakby zareagowała, chyba następnym razem sprawdzę ;)
-
Bardzo się cieszę, że ranking przypadł do gustu, jak mnie kwaśnica :)
-
Pomysł rankingu kwaśnic to świetny pomysł!
-
szkoda, że nie masz zdjęcia pani w fartuchu z gieesu (tak dla młodszych Kolumberów) :)))